Kurier

W kinach od: 15 marca 2019 r.

Czas trwania: 114 minut

Produkcja: Polska 2018

OBSADA

JAN NOWAK-JEZIORAŃSKI – PHILIPPE TŁOKIŃSKI

ŁĄCZNICZKA MARYSIA – PATRYCJA VOLNY

DORIS – JULIE ENGELBRECHT

GENERAŁ TADEUSZ „BÓR” KOMOROWSKI – GRZEGORZ MAŁECKI

GENERAŁ KAZIMIERZ SOSNKOWSKI – JAN FRYCZ

GENERAŁ STANISŁAW TATAR – RAFAŁ KRÓLIKOWSKI

GENERAŁ TADEUSZ PEŁCZYŃSKI – MIROSŁAW BAKA

PUŁKOWNIK ANTONI CHRUŚCIEL „MONTER” – ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI  

PUŁKOWNIK KAZIMIERZ IRANEK-OSMECKI – ADAM WORONOWICZ

STANISŁAW MIKOŁAJCZYK – SŁAWOMIR ORZECHOWSKI

STEIGER – MARTIN BUTZKE

WITZE – NICO ROGNER

WINSTON CHURCHILL – MICHAEL TERRY

KAZIMIERZ WOLSKI – TOMASZ SCHUCHARDT

GAJOWY – JACEK LENARTOWICZ

LOKATOR – CEZARY PAZURA

WŁODEK – WOJCIECH ZIELIŃSKI

GENERAŁ OKULICKI – MARIUSZ BONASZEWSKI

TWÓRCY

REŻYSERIA – WŁADYSŁAW PASIKOWSKI

SCENARIUSZ – WŁADYSŁAW PASIKOWSKI, SYLWIA WILKOS

ZDJĘCIA – MAGDALENA GÓRKA

SCENOGRAFIA – WOJCIECH ŻOGAŁA

KOSTIUMY – MAŁGORZATA BRASZKA

MONTAŻ – JAROSŁAW KAMIŃSKI

MUZYKA – JAN DUSZYŃSKI

PRODUCENCI – JAN OŁDAKOWSKI, DARIUSZ GAWIN, SYLWIA WILKOS, KLAUDIUSZ FRYDRYCH

PRODUKCJA – MUZEUM POWSTANIA WARSZAWSKIEGO, SCORPIO STUDIO

O FILMIE

Jego samotna misja miała zdecydować o losach Polski i II wojny światowej. Ścigany przez wszystkie wrogie wywiady, w środku nocy przerzucony z hotelu Savoy do Żabna, spotyka ludzi, którzy na zawsze zmieniają jego życie.

Nowy film Władysława Pasikowskiego, reżysera hitów „Jack Strong” i „Pitbull. Ostatni pies” to sensacyjna historia szpiegowska, inspirowana sekretną misją słynnego kuriera z Warszawy. Niezwykłe zdarzenia z życia Jana Nowaka-Jeziorańskiego to doskonały materiał na scenariusz, co podkreśla sam Pasikowski: „Naszym celem jest opowiedzenie sensacyjnej, lecz opartej na życiu historii, której scenarzyści Jamesa Bonda pewnie by nie wymyślili, opowiedzenie jej przy tym w maksymalnie nowoczesny sposób, korzystając z osiągnięć nowej stylistyki filmów przygodowo-sensacyjnych” – Władysław Pasikowski, reżyser i scenarzysta „Kuriera”.

Producentami wysokobudżetowej produkcji są: Muzeum Powstania Warszawskiego – inicjator przedsięwzięcia oraz Scorpio Studio – współtwórca sukcesu świetnie przyjętego przez widzów i krytyków „Jacka Stronga”, którego na dużym ekranie obejrzało blisko 1,2 miliona widzów. Pośród międzynarodowej obsady filmu zobaczymy wschodzące nazwiska nowego pokolenia: odtwórca głównej roli Philippe Tłokiński („Belfer” w reżyserii Łukasza Palkowskiego) i Patrycja Volny („1983” – pierwszy polski serial Netflixa) oraz plejadę polskich gwiazd: Tomasz Schuchardt, Adam Woronowicz, Zbigniew Zamachowski, Mirosław Baka, Rafał Królikowski, Grzegorz Małecki i Jan Frycz.

TRZEŹWA PERSPEKTYWA

Rozpoczęte 1 sierpnia 1944 roku Powstanie Warszawskie było jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Polski. Ze względu na kolosalne straty poniesione w trakcie tego bezprecedensowego w skali II wojny światowej zrywu zbrojnego, zakończonego po 63 dniach intensywnych walk kapitulacją polskich sił 3 października 1944 roku, powstanie wciąż wywołuje żywe dyskusje wśród kolejnych pokoleń. Zarówno tych, którzy przeżyli czasy komunistycznego pokłosia porażki powstańców, jak i tych oceniających z coraz większego historycznego, kulturowego i społecznego oddalenia.

Wyprodukowany przez hołdujące pamięci poległych Muzeum Powstania Warszawskiego oraz Scorpio Studio, firmę specjalizującą się w opowiadaniu w sztafażu kina gatunkowego o polskich bohaterach zapomnianych przez dzisiejszą kulturę masową, „Kurier” nie zapewnia jednoznacznych odpowiedzi na pytania o sens Powstania. Nakręcony przez legend polskiego kina, twórcę „Psów” i „Jacka Stronga” Władysława Pasikowskiego, film nie zmusza też do opowiedzenia się za powstaniem lub przeciw niemu. Wręcz przeciwnie, zrealizowany przy udziale międzynarodowej obsady „Kurier” jest sensacyjno-szpiegowską opowieścią o wydarzeniach poprzedzających warszawską rewoltę. Opierając się na prawdziwej historii sekretnej misji kuriera Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który przewiózł tajne materiały z Londynu do okupowanej Warszawy, twórcy rysują szerszy społeczno-polityczny kontekst Powstania, a ewentualne wysnucie refleksji zostawiają każdemu widzowi z osobna.

Akcja filmu rozpoczyna się kilkadziesiąt dni przed inicjującą Powstanie Godziną „W”, gdy polski oficer, Jan Nowak (Philippe Tłokiński), zostaje wyznaczony w Londynie do sekretnej misji: zostanie w trybie natychmiastowym przetransportowany alianckimi kanałami przerzutowymi przez włoską bazę w Brindisi aż do Polski, po czym dotrze do Warszawy i przekaże tajne informacje do rąk generała Tadeusza „Bora” Komorowskiego i dowództwa Armii Krajowej. Od powodzenia tej misji zależą dziesiątki tysięcy istnień, lecz gdyby Nowak wpadł w szpony wroga, ma rozkaz oddać życie, by przewożone materiały nie trafiły w ręce Niemców. Już w brytyjskiej stolicy pojawiają się jednak pierwsze problemy. Nie dość, że alianci nie kwapią się do spełnienia obietnic i wysłania do Polski posiłków, dzięki którym Powstanie miałoby realne szanse powodzenia, to jeszcze Nowak otrzymuje sprzeczne rozkazy od Polaków. Jedni proszą, by powstrzymał wybuch Powstania, inni dążą do patriotycznego rozlewu krwi. Poczynania kuriera śledzą również nazistowscy szpiedzy ukrywający się w Londynie.

Polski kurier rozpoczyna swą na poły ekscytującą, na poły przerażającą wojenną odyseję, przemieszczając się samolotami, pociągami, samochodami, furmankami, a nawet na rowerze, jednakże wraz z pokonywanymi kilometrami zaczynają go coraz bardziej dręczyć wątpliwości natury moralnej. Z jednej strony Nowak odczuwa patriotyczny obowiązek, by dostarczyć dokumenty do wyznaczonych osób oraz dołączyć mężnie do walki o niezależność i niepodległość udręczonego ponownie przez najeźdźców kraju. Z drugiej jednak waha się, czy w świetle posiadanych przez niego informacji warszawski zryw zbrojny nie okaże się wyłącznie pozbawioną sensu rzezią niewinnych. Podjęciu wiążącej decyzji nie ułatwia fakt, że kurier nie wie, komu z napotykanych po drodze osób może rzeczywiście zaufać, a przez ideologiczne spory w Londynie wieść o jego przybyciu dociera do Polski w formie trudnych do zweryfikowania pogłosek. Nowak jest świadom złożonej na jego barkach odpowiedzialności. I wie, że tylko od niego zależy, czy podąży za rozumem, czy posłucha jednak głosu serca.

„Tylko historia drugiej wojny światowej mogła napisać opowieść tak niezwykłą, niedostępną z doświadczenia dla nas zwykłych ludzi cieszących się pokojem, nawet go nie zauważających, jakby pokój i wolność były czymś danym i obecnym raz na zawsze…”, wyznaje Władysław Pasikowski. „Jan Nowak-Jeziorański, z powołania żołnierz, z rozkazu kurier Komendanta Głównego Armii Krajowej, przewozi informacje, których znaczeniem jest wolność całego narodu, a stawką śmierć ćwierć miliona ludzi. Pokona wszystkie przeszkody, żeby przesyłka dotarła do adresata… tylko czy u celu zdecyduje się ją przekazać?” Wiedząc, że „Kurier” będzie projektem wymagającym ogromnego wyczucia oraz realizacji na światowym poziomie, reżyser zebrał na planie wielu zaufanych współpracowników, wliczając w to autorkę zdjęć Magdalenę Górkę, kostiumografkę Małgorzatę Braszkę i montażystę Jarosława Kamińskiego. Pasikowski nie miał jedynie okazji pracować wcześniej z Wojciechem Żogałą, jednak zasłużony scenograf stał się szybko integralną częścią ekipy, która powołała „Kuriera” do filmowego życia.

„To proste, Władysław jest najlepszym reżyserem jakiego znam i z jakim miałam okazję kręcić filmy. Ma niezwykłą wyobraźnię, pracuje szybko i sprawnie, wie doskonale, czego chce i zawsze to uzyskuje, pozostając jednocześnie skromnym i szczerym człowiekiem”, opowiada pracująca na co dzień w branży amerykańskiej Górka. „Rewelacyjnie mi się z nim pracuje, ponieważ jest bardzo profesjonalny, konkretny, niebywale przygotowany, a poza tym mamy bardzo podobne poczucie estetyki, co jest bardzo ważne przy projektach filmowych”, wtóruje operatorce Braszka. „Jest wysokiej klasy fachowcem, który ma ogromną wiedzę nie tylko o dramaturgii i prowadzeniu aktora, ale także dziesiątkach innych aspektów sztuki filmowej. Myśli obrazami i przestrzenią, którą potrafi perfekcyjnie ocenić w kilka minut”, dopowiada Żogała. „Przed wejściem na plan ma już właściwie film w głowie poukładany i zmontowany, więc wie, że nie warto czasem marnować energii na coś, co później się w nim nie znajdzie”.

Muzeum Powstania Warszawskiego oraz Scorpio Studio z wielką dumą przedstawiają opartą na faktach, ekscytującą opowieść sensacyjno-szpiegowską z wielką historią w tle, film, który łączy prawdę z fikcją, rozrywkę z refleksją, nie pozostawiając nikogo obojętnym.

PRZYSZŁOŚĆ PRZESZŁOŚCIĄ PISANA

Inicjatorami projektu byli dyrektorzy Muzeum Powstania Warszawskiego, Jan Ołdakowski oraz Dariusz Gawin, którzy starają się już od prawie piętnastu lat edukować Polaków w kontekście wydarzeń z 1944 roku, a zarazem burzyć fałszywe przekonania i krzywdzące pamięć o powstańcach mity narosłe przez dekady wokół kontrowersyjnego zrywu. „Jako ekipa, która przygotowywała Muzeum Powstania Warszawskiego, mamy ogromny dług wdzięczności wobec Jana Nowaka-Jeziorańskiego. To postać, która niewątpliwie odegrała istotną rolę w historii Polski XX wieku”, wyjaśnia zaangażowanie Muzeum jego dyrektor, Jan Ołdakowski, który miał okazję spotkać się z Nowakiem-Jeziorańskim wielokrotnie przed jego śmiercią w 2005 roku. „Usłyszeliśmy od niego wraz z Dariuszem, że Muzeum powinno być dla młodych i z myślą o nich. Po otwarciu odwiedził nas i ze wzruszeniem patrzył na młodzież, która w słuchawkach z przejęciem słuchała nie muzyki, a nagranego z nim wywiadu. Jako zespół zarządzający Muzeum, postanowiliśmy wyprodukować film, który pokaże bardzo ważny moment w jego życiu – okres przed wybuchem Powstania”.

Kiedy pomysł na film zaczął nabierać konkretnych kształtów, producenci z Muzeum zwrócili się z propozycją współpracy do Władysława Pasikowskiego, którego mieli okazję poznać przy realizacji anglojęzycznej wersji uznanego w kraju i zagranicą fabularyzowanego dokumentu „Powstanie Warszawskie” w reżyserii Jana Komasy. „Zobaczyliśmy wtedy, że jest jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów oraz artystą obdarzonym świetną wyobraźnią, ale też ma doskonałą umiejętność organizowania pracy, jest tyranem precyzji i punktualności. Uznaliśmy jednocześnie, że Kurier powinien być właśnie filmem spod znaku Pasikowskiego. Chcieliśmy, żeby miał dynamikę, wartką akcję i przewrotność, która zaskoczy widzów”, kontynuuje Ołdakowski. Muzeum nie ograniczyło się natomiast tylko do produkcji „Kuriera”, lecz zaplanowało całą kampanię edukacyjno-promocyjną, która ruszy przy okazji premiery filmu. Wśród spodziewanych atrakcji lekcje muzealne, wykłady, prelekcje w kinach, gry planszowe, wystawy, a także przeznaczone dla szkół materiały edukacyjne.

Będzie to koniec długiej i wyboistej, lecz niezmiernie satysfakcjonującej dla wszystkich zaangażowanych drogi, którą przebył projekt od pierwszych pomysłów do ukończenia okresu zdjęciowego. „Kiedy uznaliśmy, że scenariusz jest już na odpowiednim etapie, daliśmy materiał naszym specjalistom od ikonografii i historykom. Ludziom, którzy wiedzą dokładnie, jaki jest zasób zdjęć historycznych z II wojny światowej”, wspomina Ołdakowski. „Przygotowaliśmy liczący kilka tysięcy zdjęć materiał, który pokazywał, jak wyglądało każde miejsce, które zainteresowało reżysera w kontekście filmu. Wyobraziliśmy sobie Kuriera, patrząc na te zdjęcia historyczne. Sprawdziliśmy, jak wyglądała wtedy okupacyjna ulica, mieszkanie konspiracyjne, gabinet premiera Wielkiej Brytanii, czy miejsce, w którym obozują partyzanci”. Gigantyczna dokumentacja obejmowała również takie rzeczy jak szczegółowy wygląd samolotu, którym Nowak-Jeziorański przyleciał do Polski, a także lotnisko, na którym lądował. Cel był jeden: umożliwienie Pasikowskiemu i jego ekipie wierne odtworzenie rzeczywistości z 1944 roku.

„Władysław Pasikowski pochwalił naszych pracowników, twierdząc, że nigdy nie widział tak przygotowanych materiałów. I zadeklarował, że od tej pory zawsze już będzie tak pracował. Obawiam się, że być może wyrządziliśmy niedźwiedzią przysługę innym producentom filmów, ale mam nadzieję, że powstanie z tego dobry zwyczaj”, mówi z uśmiechem Jan Ołdakowski. „Dariusz, ja i cała ekipa zaangażowana z ramienia Muzeum w ten projekt przyłożyliśmy ogromną wagę do tego, żeby każdy strój czy element scenografii, każdy detal, wszystko co widz zobaczy na ekranie, kojarzył się z epoką. Naturalnie nie wszyscy będą w stanie to dostrzec, ale pragnę podkreślić, że każdy z tych setek elementów na planie był zgodny z oryginałem albo był muzealnym eksponatem wypożyczonym na potrzeby produkcji”, dodaje z dumą dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. Prawda jest natomiast taka, że nawet jeśli część widzów nie będzie posiadać odpowiedniej wiedzy i narzędzi, żeby docenić pietyzm filmowej rekreacji świata przeszłości, realizacyjny rozmach oraz gatunkowa biegłość „Kuriera” mówią same za siebie. Jan Nowak-Jeziorański nie mógłby wyobrazić sobie lepszego filmu.

„Wizyty na planie były dla nas ekscytujące. Był taki dzień, kiedy całą ulicę Mostową przenieśliśmy w czasie i we wrześniu przykryliśmy ją śniegiem. To nie był najtrudniejszy moment, ale wyjątkowo zapadł mi w pamięć. Oczy mówiły nam, że jest bardzo zimno, że wszędzie widzimy biały puch i w związku z tym powinniśmy ciepło się ubrać, a tymczasem na zewnątrz było 20 stopni na plusie!”, zachwyca się Ołdakowski. „To był wstęp do magii kina, kiedy zobaczyłem jak bardzo środkami scenograficznymi można zmienić rzeczywistość. Jeszcze bez efektów specjalnych, bez sztuczek postprodukcyjnych”. Ołdakowski zaznacza natomiast, że „Kurier” nie jest i nigdy nie miał być obrazem biograficznym, a główny bohater, choć został oparty na prawdziwej postaci, nie jest dokumentalną jej rekreacją. „Nasz film wzoruje się na misji Nowaka-Jeziorańskiego, pokazuje stawkę, o którą walczył. Kurier pokonuje przeciwności losu dlatego, że wykonanie zadania jest dla niego najważniejsze, i on – młody człowiek – potrafi użyć rozumu, siły charakteru i własnego serca, by wymyślić sposób, jak misję wypełnić”.

W POSZUKIWANIU AKTORSKIEJ PRAWDY

Słowa Jana Ołdakowskiego potwierdza Philippe Tłokiński, urodzony we Francji i wychowany w Szwajcarii aktor, uznawany przez wielu za jedną z „gwiazd jutra”. „Kurier nie jest filmem o prawdziwym Janie Nowaku-Jeziorańskim, a bardziej o jego przygodach, o tym co musiał przejść w trakcie trudnej misji przedostania się z Anglii do Polski, mając przy sobie tajne informacje, które nie mogły wpaść w ręce Niemców”, wyjaśnia Tłokiński, który został wybrany do roli nie tylko ze względu na umiejętności aktorskie i warunki fizyczne, ale też znajomość języka angielskiego. „Produkcja zapewniła mi odpowiednie warunki przygotowania do roli. Przez dwa miesiące przed wejściem na plan trening cztery razy w tygodniu, ściśle rozpisana dieta itp. Wiedzę historyczną potrzebną do zrozumienia wydarzeń, o których opowiadamy w filmie, przekazali mi producenci z Muzeum Powstania Warszawskiego, ale nie chcieliśmy pokazywać Jana Nowaka-Jeziorańskiego jeden do jednego. W kontekście zachowywania prawdy zależało mi na pozostaniu wiernym jego procesowi myślenia i osobowości”.

Postać kuriera z Warszawy zafascynowała młodego aktora, który z racji miejsca urodzenia znał wcześniej tylko podstawowe informacje o Nowaku-Jeziorańskim oraz Powstaniu Warszawskim. „Doceniam go przede wszystkim jako człowieka. Był to mężczyzna o wielkiej inteligencji, wrażliwości i zrównoważonych poglądach. W jednym z wywiadów sam siebie określił jako osobę bezpartyjną”, opowiada Philippe Tłokiński. „Między innymi dlatego został kurierem. Jego funkcja wymagała wielu różnych cech, fizycznych i mentalnych, ale taki człowiek musiał przede wszystkim wzbudzać zaufanie i służyć swojej misji”, dodaje z powagą aktor, podkreślając, iż Jan Nowak-Jeziorański nie był osobą kontrowersyjną i wszyscy na planie chcieli właśnie tak ukazać go na ekranie. Główny bohater „Kuriera” nie tylko bowiem odbywa długą i niebezpieczną podróż przez pół Europy, ale staje się również przewodnikiem publiczności po filmowym świecie. Gdy podejmuje pod koniec filmu decyzję, która może mieć wpływ na losy całego Powstania, widz zna go już na tyle dobrze, że wie, z czego ona wynika.

Tłokiński znakomicie odnalazł się na planie „Kuriera”, wzbogacając projekt swoją charyzmą i nietuzinkowym charakterem. „Philippe urzekł mnie swym entuzjazmem. Jest niezwykle silną osobowością. Czytałam dużo o Janie Nowaku-Jeziorańskim i uważam, że jest między nimi sporo podobieństw”, opowiada Patrycja Volny, filmowa łączniczka Marysia. „Wywiązała się między nami mocna więź. Philippe przejawiał na planie wiele cech granej przez siebie postaci: był prawdziwym gentlemanem, emanował ciepłem i dobrocią, zwracał się do wszystkich z szacunkiem. Dzięki temu dosyć burzliwa relacja między naszymi postaciami wypadła na ekranie szczerze, przekonująco”, dodaje Julie Engelbrecht, która wcieliła się w „Kurierze” w tajemniczą Doris. „Pracowało nam się rewelacyjnie. Philippe to przemiły człowiek, bardzo dobrze wiedział, jak zagrać filmowego Nowaka, nasze dyskusje o garderobie postaci były bardzo stymulujące”, podkreśla kostiumografka Małgorzata Braszka, która wraz z odpowiadającą na planie za mundury i wojskowe ubiory firmą Hero Collection pomogła aktorowi lepiej zrozumieć postać.

Jan Ołdakowski akcentuje dodatkowo mentalną i fizyczną przemianę, którą Tłokiński przeszedł na potrzeby roli w „Kurierze”. „Philippe jest świetnym aktorem, zaprzyjaźniliśmy się w trakcie produkcji. Okazało się, że nie znał świata cichociemnych, jak pewnie zresztą większość młodych osób. Nie wiedział też, jak tańczyć tango. Dlatego zorganizowaliśmy mu specjalny kurs, który nauczył go – w pewnym sensie – przenosić się w czasie i zmieniać w eleganckiego przedwojennego oficera z inteligenckiego domu. W człowieka, który w sposób szczególny na ulicy traktuje każdą napotkaną kobietę, z należnym szacunkiem odnosi się do dowódców, osób wyższych szarżą, oraz kolegów wojskowych”, wyjaśnia kilka z postawionych przed aktorem wyzwań dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. „Kreując postać Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Philippe musiał pamiętać o tym, że człowiek w mundurze musi mieć pewną prezencję, powinien wyróżniać się z tłumu, ale w momencie, gdy wkłada cywilne ubranie i przenosi się do Europy okupowanej przez Niemców, musi zacząć robić dokładnie odwrotnie”.

Za sprawą misji prowadzącej z oddalonego od frontu Londynu w sam środek trwającej w Warszawie walki o państwową niezależność filmowy Jan Nowak spotyka na swej drodze dwie silne i charakterne kobiety, które na różne sposoby pomagają mu podjąć kluczową decyzję. Pierwszą z nich jest wspomagająca Armię Krajową odważna Polka, łączniczka Marysia, która pomaga mu przedostać się do stolicy z małopolskiej prowincji, gdzie Nowak dociera wojskowym samolotem. „Ta postać jest zlepkiem wielu kobiet, które działały w trakcie wojny w konspiracji, a w powstaniu pomagały jako sanitariuszki, łączniczki itp. Pochodzi z dobrego domu, została wychowana w duchu dawnego patriotyzmu, że walka o ojczyznę jest rzeczą oczywistą, nie poświęceniem”, tłumaczy wcielająca się w tę postać, wychowana w Australii polska aktorka Patrycja Volny. „Widziałam w niej dużo z Jadwigi Jeziorańskiej, pseudonim „Greta”, która w trakcie Powstania Warszawskiego wyszła za Jana Nowaka. To była kobieta absolutnie niezłomna, z mocnym kręgosłupem moralnym i niezwykłym wyczuciem do ludzi”.

Gdy nikt w Polsce nie wie, co zrobić z przerzuconym do kraju kurierem, którego przybycia nikt z Londynu nie zapowiadał, to właśnie Marysia ratuje Nowaka przed przykrym końcem z rąk swoich. Postać tę poznajemy jednak już wcześniej, w przejmującym prologu, gdy dziewczyna zostaje schwytana wraz z dzieckiem w łapance i postawiona przed niemożliwym wyborem: niemiecki oficer każe jej wybrać „orła” lub „reszkę” i w ten sposób zadecydować o losie grupy przypadkowych Polek i Polaków. „Dziewczyna wyznaje mocny kodeks wartości i nie pozwoli, by wróg wymusił na niej taką decyzję. Odmawia posłuszeństwa. Ryzykuje życiem, ale zyskuje szacunek Niemca, który uznaje jej prawo do milczenia”. Zapytana co myśli o postawie łączniczki, Volny odpowiada, że nie wie, co zrobiłaby na jej miejscu, ale „chyba byłabym w stanie poświęcić siebie i dziecko, bo dlaczego życie mojego dziecka miałoby być ważniejsze od życia cudzego? Myślę, że na wojnie byłabym raczej u boku Ireny Sendlerowej i szmuglowała z getta dzieci. I zwierzęta. Chroniłabym najsłabszych”, mówi ze łzami w oczach.

Aktorka dodaje w ramach anegdoty, że ma wobec Jana Nowaka-Jeziorańskiego ogromny dług wdzięczności, bowiem gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy by się nie narodziła. „Moi rodzice poznali się w Radiu Wolna Europa, oboje przyjął do pracy właśnie dawny kurier z Warszawy. Wiedziałam więc o nim sporo z anegdot rodzinnych, ale były to opowieści z powojennych lat. O szczegółach jego zasług dla kraju w trakcie II wojny światowej dowiedziałam się rzeczywiście dopiero podczas pracy nad filmem”, wspomina Patrycja Volny, która nie miała niestety okazji porozmawiać z ludźmi pamiętającymi zryw z 1944 roku, jednakże w trakcie przygotowań do roli czytała bardzo dużo o kobietach biorących aktywny udział w Powstaniu. „Zainspirowała mnie szczególnie historia hrabiny Branickiej, ale także niesamowite życiorysy Aliny Janowskiej czy Ireny Kwiatkowskiej. Pamiętam, że ze wszystkich tych opowieści przebijało przekonanie, że skoro przyszłość Polski była zagrożona, to nikt nie kalkulował, co by było gdyby. Każda z nich była gotowa poświęcić wszystko, co miała, żeby bronić narodu i jego dziedzictwa”.

„Patrycja zaskoczyła mnie zaangażowaniem i podejściem do pracy. Już pierwszego dnia zdjęciowego, kiedy zaczynaliśmy od ujęć w kwaterze generała ‘Bora’ Komorowskiego, pojawiła się na planie o 8 rano wraz ze wszystkimi. Jej sceny zaplanowano na godzinę 14, ale przyszła wcześniej, bo chciała wejść w klimat filmu i przyglądać się pracy innych. Taka postawa wśród aktorów to prawdziwa rzadkość”, wspomina autorka zdjęć do „Kuriera” Magdalena Górka. „Praca z Patrycją w ogóle była niesamowita, ponieważ ona wygląda ja piękna porcelanowa lalka, fotografowanie jej to była najłatwiejsza rzecz pod słońcem!”, dodaje ze śmiechem Górka. „Podobnie sprawa się miała z Julie. Obie są tak pięknymi i fotogenicznymi kobietami, że nie miałam żadnych problemów, by je oświetlić – w każdym świetle wyglądały wspaniale”. Rzeczoną Julie była Julie Engelbrecht, urodzona w Paryżu francusko-niemiecka aktorka, która wcieliła się w enigmatyczną piękność imieniem Doris, którą pewnego dnia Jan Nowak ratuje od aroganckich umizgów bezczelnego jankeskiego oficera stacjonującego w Londynie.

Doris nie pojawia się jednak w tym właśnie momencie w życiu Jana Nowaka przypadkiem. Ma pewien cel, którego osiągnięcie będzie determinowało jej działania. Losy Doris i kuriera z Warszawy splatają się ze sobą niemal we wszystkich miastach Europy. „Przez długi czas nie wiedziałam, jak zagrać taką postać. Uznałam, że muszę ją uczłowieczyć we własnej głowie, poznać jej historię, by zrozumieć jej motywacje”, tłumaczy Engelbrecht. „Po wojnie światowej w Niemczech panowała recesja, ludzie cierpieli, głodowali. Budując postać, pomyślałam, że ludzie musieli przetrwać w trudnych warunkach. Dzięki temu ujrzałam w niej nie tylko femme fatale, lecz również bystrą, przedsiębiorczą i urodziwą kobietę, która w innych okolicznościach byłaby wzorem do naśladowania, ale w tej rzeczywistości stała się tylko produktem swoich czasów”.

Engelbrecht przygotowywała się do roli, czytając dużo literatury faktu o tamtych czasach, a także oglądając filmy fabularne i dokumentalne zgłębiające zarówno rozmaite aspekty siatek szpiegowskich w trakcie II wojny światowej, jak i różne oblicza nazistowskich Niemiec. „Duże wrażenie wywarł na mnie dostępny na Netflixie serial dokumentalny Hitler’s Circle of Evil, z którego dowiedziałam się wiele o przyczynach fascynacji III Rzeszą, ale słuchałam też dużo różnorodnej muzyki, bo to mój sposób na odnalezienie więzi z danym miejscem i czasem”, wyznaje aktorka. „Chyba podświadomie oparłam Doris na stylu Marleny Dietrich, ale w założeniu był to amalgamat różnych postaci”. Julie Engelbrecht nie wiedziała wcześniej nic o Janie Nowaku-Jeziorańskim, jednak pracując przy „Kurierze” zrozumiała, że był prawdziwym bohaterem. „Żyjemy w niespokojnych czasach kłótni i podziałów, dlatego warto przypominać takich ludzi oraz ich dokonania. Choćby po to, żeby wyciągać z ich historii wnioski i nie powtarzać błędów przeszłości”.

Międzynarodowy tercet najważniejszych bohaterów „Kuriera” uzupełnia śmietanka polskich aktorów, którzy wcielili się w drugoplanowe postaci stające na lub towarzyszące w drodze walczącemu z czasem i wątpliwościami protagoniście. Grzegorz Małecki wcielił się w generała Tadeusza „Bora” Komorowskiego, Jan Frycz zagrał generała Kazimierza Sosnkowskiego, Rafał Królikowski pojawia się jako sprzeciwiający się misji Jana Nowaka generał Stanisław Tatar, a Mirosław Baka to filmowy generał Tadeusz Pełczyński. Zbigniew Zamachowski zagrał pułkownika Antoniego Chruściela „Montera”, a Adam Woronowicz pułkownika Kazimierza Iranka-Osmeckiego, z kolei Sławomir Orzechowski wcielił się w Stanisława Mikołajczaka, który umożliwia kurierowi kilka minut rozmowy z samym Winstonem Churchillem, którego na ekranie odtworzył Michael Terry. Niemieckich oficerów próbujących udaremnić misję Nowaka zagrali Martin Butzke i Nico Rogner, a partyzantów i innych obywateli wspomagających działania Armii Krajowej między innymi Tomasz Schuchardt, Wojciech Zieliński i Cezary Pazura.

ODTWARZANIE MINIONEGO ŚWIATA

Jednym z największych wyzwań było stworzenie gatunkowego spektaklu najwyższej próby. Wyzwanie tym większe, że z różnych względów – tak logistycznych jak i architektonicznych – zdjęcia do „Kuriera” powstawały wyłącznie na terenie Polski. A biorąc pod uwagę fakt, że przenosimy się i do wojennego Londynu, i służącej za aliancki punktu przerzutowy bazy w Brindisi – nie wspominając nawet o europejskiej Warszawie sprzed Powstania i małopolskich lasach skrywających prowizoryczne lądowisko – ostateczny efekt pracy ekipy Władysława Pasikowskiego przeszedł najśmielsze oczekiwania. „Fenomenalnie spisał się pion scenografii”, zachwyca się Patrycja Volny. „Grałam już wcześniej we współczesnych projektach we wnętrzach, w których realizowaliśmy Kuriera. Pozwoliło mi to docenić, jak dzięki umiejętnie dobranym meblom tudzież farbie na ścianie czy oświetleniu można cofnąć się siedemdziesiąt lat. Podobnie było z plenerami”.

Julie Engelbrecht również wyraża podziw dla wizualnej maestrii oraz realizacyjnej precyzji ekipy. „Czułam, że przeniosłam się w czasie do lat 40. Czułam, że jestem częścią kompletnego, wiarygodnego, samowystarczalnego świata. Twórcy pomyśleli o wszystkim, łącznie z takimi rekwizytami jak odpowiadająca okresowi szminka w oryginalnym kształcie”, informuje francusko-niemiecka aktorka. „Fenomenalne były również kostiumy z epoki, w których ruszałam się zupełnie inaczej niż we współczesnych ubraniach. Mogłam grać zarówno w eleganckich strojach w sekwencji londyńskiego balu, jak i być uwodzicielska w bardziej praktycznej garderobie powiedzmy sensacyjno-szpiegowskiej. Moim ulubionym kostiumem była ciemnozielona suknia z czarnymi perłami. Dzięki temu wszystkiemu znacznie łatwiej było mi poczuć fizyczność Doris oddać się swojej roli całym sercem i duszą”. A Philippe Tłokiński podkreśla, że czuł na planie oddech historii. „Nie tylko dzięki niesamowitej scenografii, ale także ze względu na wszystkich aktorów, rekonstruktorów i statystów, którzy kręcili się wokół w odpowiednich kostiumach”.

„Zrobiłam przy udziale Muzeum Powstania Warszawskiego ogromną dokumentację, ale trzeba pamiętać, że Kurier nie jest dokumentem, a wariacją na temat historii i jej interpretacją. Tak też zostały potraktowane kostiumy, moja wizja musiała być spójna z wypełniającymi kadr bohaterami oraz z wizją reżysera, operatora i scenografa”, wyjaśnia Małgorzata Braszka. „W takich projektach nie można trzymać się kurczowo dokumentacji, nie zważając na zróżnicowane charaktery postaci i tło. Ze względu na temat i okres kostiumy były stonowane, pastelowe, w szarościach, beżach, ogólnie mocno sfatygowane. Były patynowane na potrzeby danych scen”, mówi kostiumografka. „Oczywiście były też duble kostiumów, ale przy założeniu, że używamy autentycznych, prawdziwych ubrań z tego okresu, nie była to łatwa sprawa. Film nigdy nie jest kręcony chronologicznie, więc kostium, który ulega scenariuszowo stopniowemu zniszczeniu, wielokrotnie gra na początku zdjęć w dość zmaltretowanym stanie, a na końcu musi być nienaganny. Tak właśnie było z kostiumami Philippe’a Tłokińskiego”.

Małgorzata Braszka, specjalistka od kostiumów w branży filmowej, już wielokrotnie pracowała przy projektach wymagających odtwarzania minionych epok, wspomina, że w kostiumie jest zwolenniczką prawdy. „Uwielbiam zarówno oryginalne stroje, jak i te dobrze spatynowane, noszone, w których ktoś już chodził, które nie wyglądają na nowe czy sztucznie postarzane”, wyjaśnia polska kostiumografka. „Mieliśmy bardzo krótki okres przygotowawczy, więc nie miałam szans zrealizować takich, które byłyby prawdziwe i żyły. W związku z czym pożyczałam ogromne ilości kostiumów w różnych magazynach. Miałam trochę pecha, bo w tym właśnie czasie realizowanych było sporo filmów dokładnie z tego okresu i krajowe zasoby były totalnie przetrzebione. Ale z drugiej strony zmotywowało mnie to do posiłkowania się magazynami w Londynie, Berlinie i Pradze, w efekcie czego o wiele łatwiej było mi, przykładowo, odtworzyć w Polsce wiarygodnie brytyjską stolicę pod koniec II wojny światowej”. Braszka podkreśla, że dzieliła się na planie obowiązkami z uznaną w Polsce i zagranicą firmą Hero Collection.

„Współpracuję z nimi już od prawie dwudziestu lat, od Przedwiośnia Filipa Bajona. Właściwie to ja zainspirowałam ich wtedy, żeby zajęli się kostiumami wojskowymi. Wcześniej Hero Collection było firmą, która szyła ubiory dla różnych służb miejskich czy strażaków. Przyjęli moją radę i obecnie są jedną z największych firm w Europie, która szyje i wypożycza kostiumy wojskowe”. Hero Collection, reprezentowane na planie przez Michała Koralewskiego, wzięło na siebie obowiązek wiarygodnego odtworzenia mundurów noszonych przed kamerami – zarówno polskich, jak i niemieckich, brytyjskich oraz amerykańskich. Małgorzata Braszka zajęła się kostiumami cywilnymi. „Hero Collection potwierdziło swoją klasę. Można na nich polegać i w sensie jakości kostiumów, i wiedzy na ich temat. Nic dziwnego, że mają renomę na całym świecie i wypożyczają swoje kreacje nawet do Stanów, między innymi na potrzeby produkcji Spielberga”, podsumowuje Braszka. Kostiumografka podkreśla jednocześnie znaczenie owocnej oraz inspirującej współpracy z odpowiadającą za obraz i światło Magdaleną Górką.

Uznana autorka zdjęć już przy okazji „Jacka Stronga” Władysława Pasikowskiego pokazała talent do odtwarzania różnych zakurzonych oblicz polskiej historii, natomiast w „Kurierze” przeszła samą siebie, pracując przez kilka miesięcy bez wytchnienia nad planowaniem zdjęć w kilkudziesięciu wnętrzach i plenerach, emanując pozytywną energią każdego dnia na planie oraz poświęcają długie tygodnie na wymagającą post-produkcję filmu. „Współpraca z Małgosią Braszką i Wojtkiem Żogałą była cudowna. Ona zawsze pytała się, czy może w jakiś sposób pomóc kostiumem, dając mi w przypadku każdego z głównych bohaterów co najmniej cztery opcje do wyboru. On z kolei za każdym razem, gdy przygotowywał jakieś wnętrze czy lokację plenerową, konsultował ze mną kolory, faktury i ogólny ich wygląd”, wspomina z uśmiechem Górka, która wybrała do projektu cyfrową kamerę ARRI Alexa oraz stare, lekko nieostre obiektywy Panavision z lat 60. zeszłego wieku, żeby uzyskać odpowiedni wizualny efekt bez wypierania obrazu z kolorów czy sztucznego postarzania scen w post-produkcji.

Górka przyznaje, że w trakcie przygotowań do „Kuriera” niezwykle pomocne były materiały przekazane jej przez Muzeum Powstania Warszawskiego. „Jan Ołdakowski i Dariusz Gawin pokazali mi na jednym ze spotkań mapy niezburzonej stolicy, a także zdjęcia robione z samolotów niemieckich przed i po Powstaniu. To było dla mnie niesamowite i zarazem szokujące, bo miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym mieście przed sierpniem 1944 roku”, wyznaje Górka. „Dostałam od nich również album z fotografiami Eugeniusza Lokajskiego, który mnie zainspirował do odwagi w kontekście kreowania świata Kuriera. Nie tylko pod względem doboru obiektywów, byłam wcześniej święcie przekonana, że wszystko było wtedy fotografowane szerokimi obiektywami, ale zobaczyłam także mnóstwo wspaniałych portretów żołnierzy AK i cywili. Wszyscy byli zadowoleni”, kontynuuje autorka zdjęć. „Kiedy mówimy o Powstaniu Warszawskim, myślimy, że to była jedna wielka tragedia, klęska i rzeźnia, a jednakowoż wszyscy ci ludzie byli zadowoleni, nierzadko uśmiechnięci. Cieszyło ich to, że w końcu mogą coś zrobić dla kraju”.

Jak Magdalena Górka wykreowała wraz ze scenografem Wojciechem Żogałą trzy różne kraje, w których rozgrywa się akcja „Kuriera”? „Odróżniliśmy je od siebie głównie za pomocą pracy z kolorami. Warszawa była w ciepłych kolorach, ale mimo wszystko chłodniejsza od Wielkiej Brytanii, a znajdujący się w niej sztab niemiecki, w którym zapada wiele ważnych decyzji, zrobiliśmy jeszcze chłodniej, bardziej deszczowo, z jednej strony ze względu na szaro-brunatne mundury oficerów, a z drugiej, żeby troszeczkę podrasować atmosferę wojennej grozy”, tłumaczy Górka. „Nasz Londyn jest natomiast błękitny, zdecydowanie bardziej barwny od Warszawy. Inspirowałam się między innymi obrazami Edwarda Hoppera, sposobem, w jaki nasycał kolory i używał ciepłego światła, ale także filmem Pokuta, który uważam za najdoskonalszą wizualnie wizję tego okresu. Brindisi było z kolei gorące, wypalone słońcem i smagane piachem. Wojtek zbudował mi przepiękne zielono-żółte baraki, a obok postawiliśmy ogromne wiatraki, którymi waliliśmy aktorom piachem po oczach”, śmieje się autorka zdjęć.

Zdjęcia londyńskich scen nakręcono w Warszawie, w Alejach Ujazdowskich oraz na ulicy Foksal. „Wybieraliśmy białe, wyglądające neoklasycznie budynki, żeby wszystko było czyste, schludne, częściowo wspomagaliśmy się również umiejętnie rozstawionymi blue screenami. Władkowi zależało na tym, by podobnie jak w kwestii ukazywania Warszawy sprzed Powstania, w sekwencjach angielskich nie było brudu i zniszczenia. Londyn był oczywiście bombardowany i część miasta była poturbowana, ale w reszcie toczyło się normalne życie”, kontynuuje Górka. „Długo zastanawialiśmy się nad tymi scenami. Z początku planowaliśmy wyjazd do Londynu, myśleliśmy też nad odtworzeniem fragmentów miasta za pomocą efektów komputerowych, ale zacząłem jeździć trochę po Warszawie i zobaczyłem, że kawałek Alei Ujazdowskich przypomina londyńską dzielnicę Belgravia”, podejmuje wątek Wojciech Żogała. „Dołożyliśmy charakterystyczne dla tamtego okresu worki z piaskiem, angielskie pojazdy z epoki, w tym autobus, zbudowaliśmy także wyjście z metra. I nagle okazało się, że niemożliwe jest możliwe”.

Doświadczony scenograf podkreśla, że wszyscy przygotowujący projekt „Kuriera” byli zgodni w tym, że należy pokazać Warszawę na przekór większości filmów opowiadających o tamtym okresie, pokazujących miasto brzydkie, bure, niemal doszczętnie zniszczone. „Warszawa była pięknym europejskim miastem, którym zachwycano się na zachodzie. Po niemieckiej inwazji było trochę zniszczeń, ale część budynków odbudowano, a stolica funkcjonowała wciąż swoim dawnym rytmem, były sklepy, kawiarnie itd. W miarę trwania wojny postępowało zubożenie, ale dotyczyło raczej zaopatrzenia i tego typu spraw, nie architektury”, wyjaśnia Żogała. „Chcieliśmy pokazać duże, eleganckie miasto, które niedługo później przestało istnieć, a przez to osiągnąć wrażenie, że naprawdę jest o co walczyć, że powstańcy nie mieli dzisiejszej perspektywy”. Scenograf miał podobnie jak pozostałe piony „Kuriera” komfortową sytuację, pracując ze specjalistami z Muzeum Powstania Warszawskiego, którzy na ogół mieli jakieś materiały lub zdjęcia wszystkich miejsc, które Żogała chciał odtworzyć przed kamerami.

Nie zawsze było to jednak możliwe. „Były miejsca, o których wiedzieliśmy, że warto walczyć, by pokazać je jeden do jednego. W Warszawie na przykład Aleja Szucha, gdzie znajdował się budynek Gestapo. Niektóre miejsca były już jednak tak bardzo zmienione, tak współczesne, że decydowaliśmy się odtwarzać ich odpowiedniki z 1944 roku gdzie indziej. Kręciliśmy między innymi w skansenie w Radomiu i na lotnisku Rudniki pod Częstochową, które posłużyło nam za trzy różne lotniska: w Anglii, w Brindisi, i w Tarnowie, skąd przerzucony kurier rozpoczyna podróż do Warszawy”, tłumaczy Wojciech Żogała. „Rzeczą wspólną tych trzech lokacji był wynajęty samolot, który przyleciał do nas z Węgier, a pomalowali go dla nas Anglicy, żeby wyglądał na Dakotę z tamtego okresu. Dakota lądująca na lotnisku polowym Polsce nie jest tą samą Dakotą, która startowała z Londynu, ale fizycznie samolot był ten sam, zmieniliśmy tylko mu oznakowania”. Ekipa wyjechała także do Wrocławia i Dąbrowy Górniczej, a w Warszawie zdjęcia kręcono choćby w Ministerstwie Edukacji Narodowej i na Moście Poniatowskiego.

Żogała wspomina, że choć musiał chodzić na różne kompromisy, jest dumny z osiągniętego na ekranie „powrotu do przeszłości”. „Weźmy na to róg ulicy Koziej i ten łącznik z ulicą Miodową w stronę Traktu Królewskiego. W tamtym okresie stały tam szyny tramwajowe. Marzyło mi się odtworzenie ich, choćby za pomocą efektów komputerowych, ale woleliśmy przerzucić środki na Most Poniatowskiego, gdzie powstała spektakularna scena ucieczki wojsk niemieckich od strony Pragi”, wspomina scenograf. „Zależało mi też na ikonicznym Kościele Świętego Krzyża, z widokiem na Pałac, ale mieliśmy wyjątkowego pecha, bo fasada była wówczas w remoncie. Dogadaliśmy się jednak, żeby zdemontować fragment rusztowania i móc skadrować ulicę poprzez sylwetkę krzyża Chrystusa. Na Krakowskim Przedmieściu musieliśmy też zasłaniać różne współczesne szyldy, napisy, znaki informacyjne, słupy czy reflektorki elementami z epoki, które, de facto, historycznie tam nie stały. Uznałem jednak, że, zgodnie z duchem filmu, nie było to przekłamywanie rzeczywistości, lecz jej interpretacja służąca wyższemu celowi”.

Z SZACUNKIEM DO LUDZI, KTÓRYCH JUŻ NIE MA

Warto w tym miejscu ponownie podkreślić, iż „Kurier” Władysława Pasikowskiego jest przede wszystkim sensacyjno-szpiegowskim kinem rozrywkowym z wielką historią w tle, a ostatnie czego chcieliby producenci, w szczególności pełniący zupełnie inną misję dyrektorzy Muzeum Powstania Warszawskiego, to indoktrynowanie widzów własną prawdą czy mitologizowaniem przeszłości. Nie zmienia to faktu, że pod gatunkowym sztafażem „Kuriera” kryje się pełna emocji i refleksji opowieść o ludziach – i bohaterach opartych na prawdziwych postaciach, i tych fikcyjnych, kumulujących różne powstańcze osobowości –  którzy walczyli, bo nie widzieli innego wyjścia, by móc żyć w zgodzie z samym sobą. Film kończy się wraz z pierwszymi minutami Powstania Warszawskiego, gdy walczący o swe ideały młodzi wciąż głęboko wierzyli w sukces zrywu. Twórcy nie zabrali jednak widza w tę podróż, by zmusić go do wydania oceny czy osądu, lecz prosić jedynie o szacunek dla powstańców i choćby częściowe zrozumienie ich racji i motywacji.  Z tego względu część obsady i ekipy filmu dzieli się swymi przemyśleniami, życząc wszystkim udanego seansu, o którym niełatwo będzie zapomnieć po wyjściu z kina.

„Mam nadzieję, że ludzie wybiorą się do kina i będą się dobrze bawili na ciekawej, opartej na faktach opowieści sensacyjno-szpiegowskiej. To nie jest wydmuszka ubrana w szaty kina akcji. Jest w niej dużo ważkiej treści, ale głównym celem nas wszystkich było zrealizowanie atrakcyjnego kina. Chciałbym życzyć więc przede wszystkim miłej zabawy”.

Philippe Tłokiński

„Żyjemy w burzliwych czasach, dlatego uważam, że niezwykle ważne jest promowanie pamięci o historii,  żeby nie musieć już nigdy do tego wracać. W tym celu powinniśmy pamiętać zarówno bohaterów, jak i ofiary. Chciałabym, żeby widzowie zrozumieli choć trochę koszmar wojny, ale też aby wyszli z kin zainspirowani heroiczną walką o ideały. Do ludzi zdecydowanie łatwiej dociera się opowieścią o innych ludziach, nie suchym wykładem”.

Julie Engelbrecht

„Nie śmiem narzucać widzom jakiegokolwiek punktu widzenia. Każdy ma własną emocjonalność, każdy wynosi z filmu coś innego. I tego właśnie chciałabym – żeby każdy widz wyniósł z tego seansu coś, co mogłoby być polem do dyskusji, do dialogu”.

Patrycja Volny

„Niech każdy zobaczy w tym filmie to, co mu pasuje, ale z punktu widzenia historycznego chciałabym, by ludzie zrozumieli, jak ogromnym poświęceniem było Powstanie Warszawskie. I jakich wyborów musieli ci ludzie dokonać. Bardzo bym chciała, żeby widzowie nie oceniali ich w sposób negatywny. Bardzo łatwo jest patrzeć na historię wstecz i twierdzić, że zrobiłoby się to czy tamto, ale gdy ta historia dzieje się na twoich oczach, wymaga przyjęcia innej perspektywy. Ci ludzie mieli często po dwadzieścia parę lat, żyli pod ogromną presją, więc chciałabym, żeby współcześni widzowie mieli do tego szacunek i zrozumienie. I żeby cieszyli się takim życiem, jakie teraz mają, ponieważ po części wynika ono z poświęcenia powstańców”.

Magdalena Górka

„Film opowiada o swoistej szachownicy politycznej i decyzjach mających wpływ na wybuch Powstania. Rodzi się pytanie, jak potoczyłyby się nasze losy w przypadku innego scenariusza. Uważam, że wywołuje to dyskusje o sens tych decyzji. Powstanie ma szczególne miejsce w naszej historii. Jest synonimem heroizmu, altruizmu, poświęcenia, fatalizmu. „Kurier” to sensacyjna, ale oparta na faktach historia, opowiedziana w dość nowoczesny sposób. Myślę, że taka forma pokazania fragmentu przeszłości pobudzi młodych ludzi do refleksji i większego zaangażowania w sprawy własnego kraju”.

Małgorzata Braszka

„Widziałem niedawno film „Niepodległość”, w którym z odnalezionych i pokolorowanych kronik zmontowano materiał pokazujący moment, w którym Polska odzyskała niepodległość. Porażające. Nagle poczułem przedwojenną Polskę, o której miałem tylko pewne wyobrażenie. I dotarło do mnie, że dostaliśmy wtedy od historii wielką szansę, że właśnie wtedy zaczęło rodzić się nasze państwo. Chciałbym, żeby wszyscy, którzy obejrzą „Kuriera”, zrozumieli determinację bohaterów myślących o narodzie, o kraju, o państwie. Chciałbym, żeby widzowie czerpali przyjemność z tego filmu, ale żeby pojawił się gdzieś przy okazji element zadumy”.

Wojciech Żogała

„Dziś nastolatkowie marzą o tym, aby wraz z przyjaciółmi móc zmienić świat. Nawet jeżeli my – starsi od nich –  zakładamy, że jest to idealizm, to oni rzeczywiście o tym marzą. Jeżeli chcą zmienić świat, powinni pójść na ten film, żeby zobaczyć jak niewiele starszemu od nich człowiekowi udaje się to zrobić tylko dlatego, że w to wierzy i ma siłę charakteru”.

Jan Ołdakowski

AKTORZY

Philippe Tłokiński

Philippe Tłokinski urodził się w Bois-Bernard we Francji. W 2008 roku ukończył Wyższą Szkołę Teatralną w Saint-Étienne. Jego kariera rozpoczęła się od ról w produkcjach francuskich. Polskim widzom skradł serca jako Ignacy Makowski w serialu „Przepis na życie” i komisarz Orzechowski w „Belfrze”. Pojawił się również w „Nocy Walpurgii” Marcina Bortkiewicza czy „Volcie” Juliusza Machulskiego”. W „Kurierze” debiutuje w głównej roli w pełnym metrażu. Niebawem pojawi się również w międzynarodowej produkcji „Adventures of a Mathematician”. 

Julie Engelbrecht

Francusko-niemiecka aktorka, absolwentka Wyższej Szkoły Muzyki i Teatru w Hamburgu. Jako aktorka zadebiutowała w wieku 12 lat w serialu „Adieu, mon ami”. Rozpoznawalność przyniosła jej rola Valerie Ulmendorff w miniserialu „Mutig in die neuen Zeiten”. Na srebrnym ekranie pojawiła się m.in. w „Łowcy czarownic” Brecka Eisnera m.in. z Vin Dieslem i Elijah Woodem, „Fabryce zła” Dennisa Gansela. Niebawem będzie można ją zobaczyć w dramacie „The pleasue of your presence”.

Patrycja Volny

Polska aktorka i wokalistka, urodzona w Monachium i wychowana w australijskim Perth. Już w wieku 8 lat rozpoczęła zajęcia aktorskie. Jako dziecko i młoda aktorka pojawiała się australijskich produkcjach teatralnych i filmowych. Absolwentka Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi im. Leona Schillera. Podczas studiów i wkrótce po nich występowała głównie w etiudach studenckich oraz gościnnie w polskich serialach telewizyjnych. Jej pierwszą znaczącą rolą w pełnometrażowej produkcji była postać Dobrej Nowiny w „Pokocie” Agnieszki Holland.

TWÓRCY

Władysław Pasikowski

Reżyseria

Absolwent Kulturoznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego i wydziału reżyserii PWSFTviT w Łodzi i jeden z najznamienitszych reżyserów polskich. Już jego debiut reżyserski „Kroll” zyskał uznanie: podczas festiwalu filmowego w Gdyni został uhonorowany Nagrodą Specjalną Jury a Pasikowski zdobył nagrodę za najlepszy debiut reżyserski.

Rok po „Krollu” na ekranach kin pojawiły się „Psy” a po nich ich druga część „Psy. Ostatnia krew”. Każdy z tych filmów stał się niekwestionowanym przebojem. W dorobku reżysera są też „Demony wojny wg Goi”, „Operacja Samum”, „Reich”, „Pokłosie”, czy „Jack Strong” i „Pitbull. Ostatni pies”. Dwa ostatnie tytuły przyciągnęły do kin ponad dwa miliony widzów. Współpracował również z Andrzejem Wajdą przy scenariuszu do „Katynia”. Stanął za kamerą również przy serialu „Glina”. I tam również sięgnął po klasyczną sobie tematykę kryminalną.

Jan Ołdakowski

Produkcja

Muzealnik, menedżer kultury, urzędnik. Współautor koncepcji Muzeum Powstania Warszawskiego i dyrektor placówki od początku jej istnienia (od 2004). Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim, autor książek i felietonista. W 2001 roku wspólnie z Pawłem Kowalem założył Galerię Off w Warszawie. Jan Ołdakowski był producentem „Miasta ruin” (2010) – pierwszej na świecie cyfrowej rekonstrukcji miasta zburzonego w czasie II wojny światowej, a także scenarzystą „Powstania Warszawskiego” (2014) – dramatu wojennego non-fiction, w całości zmontowanego z kronik powstańczych. Obie produkcje zyskały dobre recenzje i zdobyły prestiżowe nagrody. „Miasto ruin” otrzymało nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Muzeów oraz nominację do nagród Amerykańskiego Stowarzyszenia Twórców Efektów Wizualnych. Film „Powstanie Warszawskie” uhonorowano przyznawaną przez Polską Akademię Filmową nagrodą Orły dla najlepszego obrazu dokumentalnego i najlepszego dźwięku.

Klaudiusz Frydrych

Produkcja

Producent filmowy. Od kilkunastu lat związany z produkcją filmów, mediami i reklamą. Współwłaściciel Scorpio Studio, w którym jest odpowiedzialny za organizację produkcji filmów fabularnych i dokumentalnych. Zarządza zespołem i projektami realizowanymi w firmie. Odpowiada również za wszystkie kwestie prawne i finansowe. Zrealizował zarówno filmy fabularne „Jack Strong”, „#Wszystko gra”, „Sęp” – jak i dokumentalne: „Prawdziwy koniec zimnej wojny” i „Balcerowicz. Gra o wszystko”. 

Studiował nauki polityczne na Uniwersytecie Warszawskim. Ukończył Management w Kanadyjskim Instytucie Zarządzania i Harvard Business School.